
Moja historia
Nazywam się Cyprian...
Mam 22 lata. Jestem założycielem Pierwotnego Zmysłu, rękodzielnikiem.
W dzieciństwie czerpałem radość z bycia w naturze. U dziadków na działce uprawiałem pierwsze rośliny i lepiłem kulki z gliny. Z tatą zawsze wyprawialiśmy się na leśne przygody, zaś mama swoją wrażliwością nauczyła, jak wszystko jest ze sobą połączone.
Kadzidła zacząłem tworzyć w drugiej klasie liceum, niedługo po przejściu na edukację domową – spełnieniu marzenia, które pojawiło się w odpowiedzi na poczucie bezsilności wobec systemu szkolnego. Po przeprowadzce do Krakowa w 2020 roku z pasją eksplorowałem warsztaty rozwojowe – od śpiewu, przez taniec intuicyjny i tantrę, po kręgi plemienne.
Pragnienie Serca
To właśnie te ostatnie pomogły mi odnaleźć ducha wspólnoty w nowym miejscu. W pierwszym roku pandemii zacząłem szukać czegoś, co mógłbym tworzyć własnymi rękami – kadzidła okazały się naturalnym wyborem. Od dzieciństwa kochałem naturę, zbierałem zioła, a wtedy zaczęło we mnie kiełkować pragnienie:
„Co gdybym mógł wszystkim znajomym z plemiennych imprez dawać moje kadzidełka?”
Nie wiedziałem wtedy, że to pragnienie nabierze takiego rozpędu. Od 2020 roku niemal każdy dzień spędziłem, odkrywając świat kadzideł – lepiąc je lub paląc lub sprzedając.
Pierwsze kadzidło i ogniska
Powstało po miesiącach prób i błędów, z pomocą garstki wiedzy z zagranicznych artykułów. Zimą 2020 po dwóch miesiącach prac udało mi się stworzyć pierwsze kadzidło nie mające woni spalenizny – choć paliło się zaledwie kilka sekund. Dopiero późną wiosną opracowałem spalające się, aromatyczne i dobrze lepiące pierwsze receptury.
Jesienią tego samego roku odkryłem, że naturalną bazą kadzideł może być węgiel drzewny. Tak narodziła się tradycja moich ceremonialnych ognisk. Pierwsze z nich, rozpalone ostatnią zapałką i z trudem podtrzymywane oddechem, zakończyło się moim śpiewem i niespodziewanym spotkaniem z plemiennym wędrowcem i jego śnieżnobiałym psem. Usiedliśmy przy gasnącym ogniu i opowiedziałem o mojej pracy.
Utrata węchu
Jesienią, rok po uruchomieniu mojej strony internetowej i pierwszych próbach dzielenia się twórczością ze światem, zachorowałem na COVID. Przez dwa tygodnie nie mogłem wstać z łóżka, a później… straciłem węch na cały rok.
Dla młodego alchemika kadzideł to mogło brzmieć jak koniec drogi — ale z perspektywy czasu był to jeden z najważniejszych momentów mojego życia. Mimo braku zmysłu węchu codziennie lepiłem i paliłem kadzidła, medytowałem z nimi, prosiłem rodziców o opis zapachu, o to, czy czuć spaleniznę, co im to przypomina. Zrozumiałem wtedy, że kadzidło warto palić nie tylko dla zapachu — ale też dla spotkania. Z rośliną. I z drugim człowiekiem.
Właśnie wtedy zacząłem odczuwać subtelną, ale wyraźną różnicę między surowcami pochodzącymi z etycznych źródeł, a tymi z produkcji konwencjonalnej. Nie czułem zapachu, ale czułem obecność. I tak zrodziła się we mnie misja: tworzyć kadzidła organiczne, ze zrównoważonych źródeł.
Węch wrócił po roku, ale tamto doświadczenie było początkiem największego wyzwania w moim życiu...
Choroba
Tamten czas był początkiem zarówno choroby, jak i procesu zdrowienia. Moje przewlekłe zmęczenie i bezsenność, obecne od czasów liceum, zaczęły się nasilać. Przestałem trawić, straciłem siły, byłem całkowicie unieruchomiony – przykuty do łóżka. Czułem strach i bezradność. Wykonywałem kolejne badania, które nie przynosiły odpowiedzi.
W 2023 roku rozpocząłem leczenie z lekarzami medycyny naturalnej, co przyniosło pierwsze efekty – głównie poprawę równowagi psychicznej, jesienią jednak objawy wróciły z podwójną siłą. W 2024 przeprowadziłem się do taty, w spokojne, zalesione okolice pod Warszawą, by skupić się na zdrowiu i firmie.
Z czasem, gdy objawy nie mijały, pojawiały się nowe diagnozy – SIBO, lamblioza, później borelioza i jej koinfekcje, m.in. bartonelloza i babeszjoza. Po trudnych doświadczeniach z antybiotykami w przeszłości zdecydowałem się na podejście medycyny funkcjonalnej.
Mimo zmian w stylu życia i konsekwentnej terapii, problemy jelitowe tylko nieznacznie się zmniejszyły, a po kilku miesiącach pojawiły się palące bóle stawów, ataki paniki i jeszcze głębsze zaburzenia snu.
Droga ku... zapachowi.
To właśnie jesienią, gdy mieszkałem już sam w Krakowie, pojawiła się we mnie myśl: „Cyprian, ty tworzysz medycynę...”. Ta myśl była jak iskra. Zacząłem medytować z własnymi kadzidłami, szukając odpowiedzi. Niedługo potem zapisałem się do rocznej szkoły w Instytucie Medycyny Integracyjnej we Wrocławiu i rozpocząłem naukę szukając tego, co naprawdę może mnie wspierać.
Dzięki dr Preeti Agrawal zacząłem rozumieć, jak ogromną rolę w leczeniu odgrywa układ nerwowy. Z pomocą intencjonalnych zapachów – tworzonych m.in. podczas warsztatów/ceremonii Narodziny Kadzidła – oraz dzięki rozpoczęciu terapii, mogłem odpuścić część ciężarów, które od dawna nosiłem.
-
Obecny rok przynosi pierwsze efekty. Korzystając z pracy z zapachem, powoli odzyskuję siły życiowe. Stworzyłem kadzidło intencjonalne, które pomaga mi być przy sobie. Zapalam je, lub swoje patyczki wtedy, gdy potrzebuję skupić się na czymś ważnym, jak np. komponowanie planu odżywiania.
Zrozumiałem, że dotąd skupiałem się głównie na fizycznym aspekcie zdrowia. Dopiero dzięki zapachowi zacząłem stroić się do własnej psyche – tej niematerialnej, niezwykle ważnej części życia. I właśnie wtedy inne terapie, np. ziołowe, zaczęły przynosić lepsze efekty.
Opracowałem też własną metodę palenia kadzideł stożkowych i sypkich, która wspiera mój sen, szczególnie usypianie. Ponieważ potrzebowałem czegoś bezdymnego na noc, zacząłem tworzyć sypkie mieszanki właśnie pod kątem snu.
Zostałem fanem... wąchania – a może raczej, jak to wolę nazywać – wsłuchiwania się w zapach. Niewiele osób wie, że urodziłem się tylko z jednym sprawnym uchem. Może właśnie dlatego nos stał się moim drugim.
Pierwsze zmiany już są odczuwalne – a to mnie ogromnie motywuje i przynosi nadzieję. Lepiej trawię, śpię głębiej i dłużej, odzyskuję wewnętrzny spokój i... kilogramy.
Obecnie uczę się w The Northwest School of Aromatic Medicine, zgłębiając naturalną aromaterapię. Nadal rozwijam swoją firmę i prowadzę warsztaty.
-
Moja droga do zdrowia wciąż trwa. Ale dziś towarzyszy jej nie tylko wytrwałość, lecz także nadzieja – i radość z chwili. Z zapachu.